niedziela, 9 marca 2014

Radomszczańskie skrzynki

Dzisiaj taka ładna pogoda - więc może ruszę się na skrzyneczki. Tym razem do Radomska.
Mam tam 4 cache do znalezienia. Kolejnych kilka w okolicy.

Spakowałam do keszowozu koleżanki i jedziemy. Jedzie się fajnie, dojazd szybki. Parkujemy i udajemy się po pierszą skrzyneczkę.
Pierwszy strzał- miejsce gdzie było w latach 1939 - 1945 getto żydowskie. Na tablicach pokazano mapkę oraz opisano historię tego miejsca. Pierwszy niewypał dnia - brak karty pamięciowej w aparacie.... Ale dziewczyny mają więc fotki są.
Czas przystąpić do poszukiwań. Podpowiedzi są - macamy, szukamy, podnosimy... No kuźwa - nie ma. Jedynie co - ochroniarz z biblioteki się zainteresował co my robimy.
Więc pierwszy strzał nieudany.
Wracamy do keszowozu i nawigujemy na Wieżę ciśnień.
Praktycznie podjeżdżamy pod kesza.
Wchodzimy tam gdzie powinien być ukryty i co? Można by rzec wielkie gówno. Tak obsranego miejsca to ja nie widziałam. Potłuczone butelki, szkło i te gówna. Nie wiem czemu ludzie ukrywają kesze w takich miejscach. Zero przyjemności. Masakra.
Zniesmaczone ruszamy dalej.
Miejsce kolejne - upamiętniające 32 mieszkańców Radomska zamordowanych przez Niemców.
Pomnik stoi, ławeczki, chodniczek. Pełna kultura. Jakże miła odmiana. Miejsce ukrycia namierzone, keszyk wyjęty. Wpis do dzienniczka. Nawet STF się trafił.
Spacerek do auta. Mamy jeszcze jeden do znalezienia.
Jedziemy, gieps nas prowadzi.
Na celowniku Najdłuższa dreniana ławka w Polsce.
Miejsce ukrycia namierzone z góry. Mimo ludzi siedzących na ławce - szybkie podjęcie.
Siadamy zadowolone na ławce, stoliczek jest - pełna kultura. Wpis zrobiony szybko. STF zabrany.
Siedzimy i myślimy gdzie jechać.
Padło, że do Gidel. No i mnie pokarało tutaj - zawsze przekręcamy nazwy i dziwnie je odmieniamy przez przypadki. Szedła jakiś gość i usłyszał co gadamy o tych nieszczęsnych Gidlach. Przystanął - myślałam  żeby nas poprawić w prawidłowej odmianie.
Cholera... nie.... Gościu leci, że tam to w sumie nic nie ma. Tylko budynek biały. A czy Panie to wierzą, że tylko tam jest Jezus?.
Czerwona lampka mi aż pulsuje pod czaszką - świadek Jehowy. Więc tak półgębkiem mu dziękujemy, za uwagi i udajemy, że go nie zauważamy. Ale gościu nieźle szkolony zaczyna nawijać, że jakiegoś krwiaka w głowie miał i cud się stał tam. Ale za sprawą Jezusa a nie Maryi, bo nie ma w Piśmie Świętym nic o Matce Bożej. I się rozkręca...
Ja z tym keszem w ręce nie wiem o mam zrobić. Maskowanie obok - dobrze, że czapką przykryłam.
No jak gościu się przysiadł i zaczął walić cytatami z Pisma do Basi - myślę, trzeba spierdzielać.
Wstałam odłożyłam kesza i mówię do widzenia.
Chciał nam Pismo dawać, ale powiedziałyśmy, ze już ze trzy mamy i nie potrzeba nam więcej....
Teraz sprawdzam sobie - oczywiście pominął kilka słów z cytatu.
Nie mam nic przeciw świadkom... chyba, że nachodzą mnie w domu lub nauczają pod keszem.

Tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy wizytę w Radomsku.

Wiem, że tu wrócę. Miasto jest ładne. Ratusz, kościół pw. św. Lamberta. Z całą pewnością powinny pojawić się tutaj kesze.

A my dalej w kierunku Gidli.
Po drodze pomnik w Wygodzie. Dalej do Ojrzenia. I na Złotą Górę. Tu spacerek, kilka sarenek pasło się nieopodal.
Jak już tu jesteśmy to weszłyśmy do Sanktuarium Matki Bożej Gidelskiej.

Po wizycie u Matki Bożej i wysłuchaniu przewodnika (akurat była pielgrzymka z Mikołowa) poszłyśmy na obiad.
Ostatni nieudany punkt dnia dzisiejszego - most na rzece Warcie.

A potem była wisienka na torcie.... Ewina....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz